27 grudnia 2013

Love is so bad

     Witam wszystkich~!

Mam nadzieję, że chociaż wy spędziliście te święta przyjemnie w rodzinnym gronie, bo u mnie były to najgorsze święta w moim życiu... Nie ważne. 
     Chciałam przeprosić za wielokrotnie powtarzjące się błędy w ostatniej części 'I love you forever', gdzie ciągle brakowało 'ł' na końcu np. westchną itd. Już raczej je wszystkie poprawiłam i dziękuję za wypomnienie mi tych błędów na asku przez anonima ^•^ 
     Dzisiaj oddaję w wasze łapki krótkiego one-shota, który jest powiązany z 'Teraz jesteś idealny', ale jest to po prostu jakby działo się trochę wcześniej z innym zakończeniem, hm... Mam nadzieję, że się nie pogubicie ;) 

~Minam


*Natchnienie oraz podkładmuzyczny ~> LINK

     Obsesja połączona z chorą miłością, nienawiścią i pożądaniem, dawała w rezultacie tylko ból w każdej postaci. To wszystko przesycone niezdrową zazdrością, niszczącą ich obu, wypalającą jak żrący kwas rozlany na delikatnej tkaninie, szewek po szewku rozpuszczając w dybie to ciężko cięzbudowali. Jakim sposobem to wszystko doprowadziło się do tak beznadziejnego końca? Przecież oboje byli spokojnymi, oddanymi sobie osobami. Delikatna uroda i słodkie usta zapewniające wieczne oddanie i niewinność w ich soczystym dotyku. Był jednak słaby i kruchy, wrażliwy bardziej na słowa. Słowa, które przeistoczyły się w czyn. Mówili mu, że dawniej była w nim radość, teraz ton głosu i oczy straciły blask, przyznają się do strachu.
     To nie była jego wina, że tamten mężczyzna go dotknął... Dlaczego więc dostał za to taką karę? Nic nie zrobił, nie chciał tego, nie mógł powstrzymać obcych dłoni błądzących po jego ciele, i ust bezkarnie spijających pocałunki. Tą karę otrzymał on, choć był bezsilny i na tym dotyku oraz pocałunkach sie skończyło.
     Ten wieczór wcale nie miał tak wyglądać. Być może zrobił to niechcący. Nie mógł znieść świadomości ze ktoś inny go miał.
     Zaczynają się kłócić i jego usta, które kiedyś szeptały czułością, plamią teraz przekleństwa.
     -Minho!- krzyknął, biegnąc korytarzem. Strach przed własnym kochankiem, świadomość, że biegnie za nim, a on i tak nie ma dokąd uciec, wstrząsała jego ciałem, gdy nie panował nad płaczem.
Wpadł na drzwi, usilnie próbując je otworzyć. Trzęsące się dłonie w końcu szarpnęły za klamkę, lecz nie zdążył ich za sobą zamknąć. Kipiący wściekłością brunet pchnął je, złapał blond włosy swojego chłopaka, i szarpnął.
Przeraźliwy, wysokiej tonacji krzyk.
Uderzenie drobnego ciałka o ścianę.

    Minho wrzeszczał bezradnie, czując przypływającą adrenalinę i chęć wbicia w niego paznokci.
Niebezpieczny wzrok spoczął na skulonym chłopaku, którego twarz zasłaniały poszarpane, jasne kosmyki włosów. Uklęknął przed nim, chwytając za smukłą szyję. Tą, którą tak kochał i każdej nocy pieścił.

     "Byłeś powodem, dla którego oddychałem, teraz dusisz mnie..."Miłość jest zła. Im bardziej ją poznasz, tym gorsza ci się wydaje.

     "Byłeś powodem, dla którego otworzyłem oczy, ale teraz zaciemniasz moje spojrzenie..."

Boli. Tak bardzo boli. To, co nazywamy miłością.
Ohydna. Miłość jest ohydna.
Ohydni. Ludzie są ohydni.

     Wbił się brutalnie w opuchnięte od uderzenia wargi, drapiąc bezlitośnie mleczną skórę Taemina. Ranił go w każdy możliwy sposób. Miażdżył swoim ciężarem, na przemian uderzając w twarz i całując.
Ostatnimi siłami odepchnął od siebie kochanka, który teraz stał się jego oprawcą, po czym opadł z powrotem bezsilnie, a krew spłynęła po jego wargach, skapując bezgłośnie na podłogę. Otarł usta wierzchem dłoni, spoglądając w górę prosto w ocz,  które mimo gniewu i przerażającego wyrazu twarzy, wyglądały na smutne. Przysłonięte łzami.
     -Minho-o...- załkał.- Dlaczego mi to robisz? - Zacisnął usta i chwycił się krawędzi stojącej obok szafki, próbując się podnieść. Minho jednak na to nie pozwolił. Uderzył dłońmi w szafkę i przesunał po niej zamaszyście, zrzucając wszystko, co się na niej znajdowało prosto na swoją ofiarę, sprowadzając ją tym samym z powrotem na ziemię. Chwycił zaraz dodatkowo za pusty już stolik i przewrócił go, wściekle krzycząc i przeklinając.
Blondyn z ciężkim jękiem zepchnął z siebie wszystko i wstał, ale duże, silne dłonie znów zacisnęły się na jego szyi, unosząc go, przy czym zaciskał zęby. Tamten próbował się ratować, drapiąc i lekko uderzając kochanka. Nie miał siły. Stopy ślizgały się na jego własnej, rozlanej krwi, a jego twarz poczerwieniała, za chwilę bladniejąc.
Przestraszony brunet, w końcu puścił.
     -Miłość nauczy cię tylko bólu.- powiedział spokojnie, patrząc na czołgającego się chłopaka.
Doczołgał się do okna, ledwo co ponownie podniosząc się, dłońmi podpierając o parapet. Otworzył okno jak najszybciej okno, chcąc usilnie wołać pomocy.
Szarpnięcie.
Chwila szamotaniny, a ciało wyższego oparło się niebezpiecznie udami o nisko osadzony parapet, dłonie Taemina mając na torsie.
Nie chciał go zabić. Kochał go...


     -Przepraszam, Minho. - Taemin wyjrzał przez okno na dół, a pożegnalna łzy spadły na sam dół, prosto na martwe ciało jego Anioła.

"Byłeś moim Aniołem, teraz Demonem."

20 grudnia 2013

Teraz jesteś idealny

     Witam ponownie dzisiaj, o ile jest w ogóle kogo witać... Być może niektórzy moi dawni czytelnicy już to gdzieś na moim poprzednim blogu czytali, ale postanowiłam mieć porządek i dodać trochę "stary" one-shot z 2min'em, w którym nic nie zmieniłam, choć miałam w planach "ulepszenie go. Mam jeszcze jeden w zanadrzu i skoro mam czas i chęci, mogę je spokojnie wrzucić.
Zauważyłam jednak, że moja długa przerwa, której można było sie po mnie spodziewać, spowodowała, że raczej nikt tu już nie zagląda, więc... Tak czy siak, może coś z tego wyjdzie. Lubię pisać dla kogoś, wiedzieć, że komuś sie podoba.
Um.

~Mianam


*Natchnienie oraz podkład muzyczny ~> LINK

     Powoli usiadłem na łóżku.

     Bałem się, że Cię spłoszę. Zawsze się tego bałem. Ale ty leżałeś spokojnie, patrzyłeś na mnie takim zamglonym wzrokiem, pięknym. Twoje pełne, lekko popękane rozchylone wargi, które teraz były idealne. Głowa lekko przechylona na bok.

     Wsunąłem moją dłoń pod twoją, trochę zimniejszą niż moja.

     Kiedyś taka nie była, ale teraz jest idealna. Twoja skóra zawsze była blada, ale dzisiaj trochę bardziej - idealna. Jesteś teraz taki perfekcyjny.

     Wolną dłonią przesunąłem skrawek twojej koszulki, biało błękitną w czerwone plamki, tak bym mógł zobaczyć twój brzuch i te piękne wystające kości biodrowe. Przejechałem po jednej palcem, zjeżdżając na wklęsły brzuch i docierając do drugiej, pochyliłem się by jak najdelikatniej ucałować mleczną skórę pod pępkiem.

     Miłość do ciebie rozrywała mnie od środka. Trochę bolało, ale to wspaniały ból. Czasem nie mogłem uwierzyć, że jesteś cały mój, ale teraz wiem, że nigdy byś mnie nie opuścił. Nigdy mnie nie opuścisz, wiem to. Wiem też, że się bałeś. Widziałem to w twoich oczach, które wciąż na mnie patrzyły, głębokie jak czarna otchłań. Nie zauważyłem kiedy mrugałeś. Jakbyś się bał, że kiedy mrugniesz, zniknę.

     Pamiętam jak kiedyś często się kłóciliśmy. Nie chciałem Ci sprawić przykrości tymi słowami. Mówiłem je w złości. Wiesz chyba, że tak na prawdę nie myślę. Nie wiem dlaczego się tłumaczyłem, ale przypomniało mi się to wtedy, choć wiedziałem, że już dawno się na mnie nie gniewasz. Poza tym to był pierwszy dzień kiedy z twojej ślicznej buźki zniknęły zmarszczki gniewu, które ostatnio tak często przywoływałeś. Nie uśmiechałeś się tak jak i teraz, ale to było idealne. Takiego Cię chciałem, a kiedy codziennie coś mi wytykałeś mówiąc, że nie jestem idealny i wciąż czegoś się czepiałeś, wciąż czegoś Ci we mnie brakowało - denerwowało mnie to. Ale wtedy zapomniałem o tym. Przynajmniej ty stałeś się ideałem, dla mnie. Wcześniej też nie byłeś idealny. Zbyt często wspominałeś o NIM.
To głównie przez NIEGO tyle się kłóciliśmy. Długo nie potrafiłem wyjść z rozpaczy jaka mnie ogarnęła, kiedy pewnego razu podczas naszej kłótni spakowałeś kilka rzeczy do torby i wybiegłeś zostawiając mnie z siarczystym policzkiem w przedpokoju. Przecież nie zrobiłem nic strasznego byś musiał mnie opuszczać. Nie byłeś idealny. Zbyt często później po powrocie straszyłeś mnie, że znów odejdziesz, lecz tym razem ostatecznie.
To wszystko jest nie ważne, bo wiem, że już nie odejdziesz. Do końca życia zostaniesz ze mną i będziesz kochał tylko mnie. Bo kochasz mnie, prawda?

     Dotknąłem najpierw opuszkami palców twoich lekko sinawych ust.

     Chyba zawsze miały taki kolor, nie do końca cielisty, czy różowy, a gdyby nawet to teraz były idealne. Kosmyki, ciemnych włosów okalały twoją twarz. Nie wiem dlaczego tak bardzo poprzyklejały ci się do jasnych policzków i szyi. Chwile zastanawiałem się co mogło ci się stać w szyję, bo była nieco posiniaczona. Mimo to byłeś idealny.

     Odsunąłem posklejane kosmyki włosów z policzków i przyłożyłem do jednego z nich usta.

     Czułem różnicę temperatur naszych ciał. Twoja skóra na policzkach była słona, tak jak zeschnięte łzy w kącikach oczu. Scałowałem te wszystkie oznaki twojego szczęścia. Płakałeś, pamiętam. Śmiałeś się, ale teraz już nie i tak było lepiej. Kiedy się nie ruszałeś wyglądałeś jak idealna lalka, jak wyrzeźbiony przez anioły, jak z porcelany. Taki delikatny, idealny, perfekcyjny, jedyny w swoim rodzaju.

     Delikatne pocałunki skierowałem na twoja brodę i linie szczęki.

     Słony posmak po łzach zastąpiło coś słodkiego. To te czerwone plamki. Byłeś ubrudzony tak jak twoje biało błękitna bluzka. Ale to nie ważne.
Wsunąłem dłoń w twoje włosy , które wciąż były w nieładzie.

     Pojedyncze pasma przeplatały się ze sobą niczym fale, co dodawało ci niewinności. Oddając się przyjemności, kiedy pieściłem w końcu twoje usta, puściłeś swoja głowę jakby bezwładną w moich dłoniach. Starałem się być ostrożny i delikatny by nie uszkodzić twojej idealności, ale znów poczułem ten dziwny słodkawy smak. Twoją wargę naznaczyła kolejna malutka rysa z której wpłynęła nikła ilość krwi. Przestraszyłem się. Zrobiłem ci krzywdę?

     Wstałem ruszając pośpiesznie po papierowy ręcznik. Krzyknąłem byś się nie ruszał i zaczekał na mnie. Kiedy przechodziłem przez przedpokój, ktoś zadzwonił uporczywie do drzwi kilka razy pod rząd.
Otworzyłem.

     - Jesteś aresztowany za zamordowanie Lee Taemina. Masz prawo zachować milczenie, wszystko co powiesz może zostać użyte przeciwko tobie. -

      Dlaczego mi Cię zabrali? Przecież ja tylko sprawiłem, że byłeś idealny i nareszcie mogłem Cię kochać.

19 grudnia 2013

Human Animal - Fear

     Dzień dobry, cześć i czołe, bez większych wstępów, bo zaraz zapieprzem do fryzjera (xD ), a całą noc to pisałam, więc nie spałam wcale, żeby w końcu cos dodać. Wcześniej nie dodawałam, bo nie miałam dostępu do odpowiedzniego sprzętu, póxniej problemy zdrowotne, a teraz po przeczytaniu paru tworów Izzy dostałam mase pomysłów i weny, ale nie tylko na Human Animal, bo mam też juz napisane kolejne części I love you forever no i niby ten GTop, ale nie wiem, czy go nie wycofam i zamienię na historię fantastyczno-historyczno-dramatyczną o EXO, która układa sie w mojej głowie od jakiegoś czasu. Uf... Wiecie, moim marzeniem na pierwszym miejscu jest skończyć w końcu kiedys jakieś opowiadanie wieloczęściowe !!! Jeszcze nigdy nie skończyłam...
Ok juz nie przedłużając, przepraszam za przerwę w pisaniu, mam nadzieję, że ktos to jeszcze będzie czytał no i wybaczcie błędy~

PS. W zanadrzu mam stare dwa one-shoty 2min'y więc na dniach je wrzuce niedługo.

Human Animal

Part 3 - Fear

Wciąż 23 Czerwca...


    W końcu nadszedł wieczór, w kominku spokojnie wiły się płonące języki jasnego ognia, będące jedynym źródłem światła w salonie, nadając pomieszczeniu przytulnego wystroju i pomarańczowo-żółtych akcentów. Miotaczem ognia okazał się być Kibum, bo ja nie ważne jak bardzo się starałem, to za każdym razem po chwili wszystko gasło i nie potrafiłem skutecznie rozpalić ogniska.  Teraz jednak korzystałem z przyjemnego ciepła jakie odczuwałem, siedząc skulony na fotelu, niedaleko od źródła światła.
    - Która jest godzina? - doszedł mnie nieco zmęczony głos Kibuma, wchodzącego do salonu. Wychyliłem się zza fotela, by spojrzeć na niego, przecierającego sobie ręcznikiem mokre włosy.
     - Jak sprawdzałem przed chwilą, to była dwudziesta pięć. Teraz może być góra dziesięć po. - Usiadłem z powrotem wygodnie tak, jak wcześniej, przyciągając bardziej skulone nogi do klatki piersiowej. Wciąż trzymałem w palcach wisiorek, srebrnym kocim uszkiem sunąc po swojej dolnej wardze, a gdy na niego spoglądałem, kryształek w miejscu oka delikatnie się mienił od płomieni z kominka.
     - No a o której to niby cię te tajemnicze moce straszą? - Wyraźnie dało się wyczuć kpinę w jego głosie, jak zwykle, kiedy tylko poruszaliśmy ten temat. Rozumiem go. Sam sobie również bym nie wierzył, słuchając takich bajeczek.
     Usiadł obok mojego fotela na puszystym dywanie, choć nie wiem czy można to do końca nazwać dywanem, bo była to skóra z polarnego niedźwiedzia. W domu znajdowałem wiele cennych rzeczy, a posiadłość wykupiłem go za na prawdę przystępną cenę.
     - Różnie. - Odpowiedziałem po chwili zastanowienia się i zacząłem szukać w pamięci jakie to były w okolicach godziny.  - Tydzień temu pierwszy raz, patrzyłem przez okno, gdy ode mnie wychodziłeś, hm... Pamiętasz? Pomachałem ci. - Spojrzałem na niego, widząc, że wyraźnie sięga gdzieś pamięcią, zaraz przytakując mi głową, na której miał wciąż ręcznik. Kiedy tak na mnie patrzył, to mimo półmroku panującego w salonie, wolałem na wszelki wypadek schować wisiorek pod koszulkę. Nie wiem dlaczego, nie chciałem by go zobaczył i wypytywał. - Chwilę po tym jak ruszyłeś, to coś wyszło z lasu, popatrzyło za twoim samochodem i skierowało się za dom. - Gestykulowałem rękami, by mniej więcej zobrazować mu, gdzie i w którą stronę się skierował. - Zniknął mi z pola widzenia, więc pobiegłem do kuchni dalej go obserwować, ale nie wiem o... Hej! - Pisnąłem nagle, nieco się unosząc, gdy tylko zauważyłem, że Key już wywraca oczami i bezgłośnie porusza wargami, przedrzeźniając mnie złośliwie.
     - To nie jest coś... - dał nacisk na słowo "coś" - ... tylko zwyczajny wilk, bałwanie. - Spojrzał na mnie karcąco, trochę jakby mówił, że jestem idiotą. - Wyszedłem wtedy od ciebie około dwudziestej drugiej, em... Pamiętam to, bo to wtedy tak ostro sprzątaliśmy. W pierwszy dzień nie spodziewałem się, że będziemy doprowadzać do porządku tą ruinę przez tydzień. - Opuścił ręce z ciężkim westchnieniem, a ręcznik opadł na białe futro "dywanu" za plecami Kibuma. Unosił sie od niego świeży zapach kokosu z odrobiną czekolady. Czyli użył swojego żelu do kąpieli i mojego. - Jeszcze dwie godziny, a mi się chce już spać. - jęknął, robiąc dziwaczny grymas.
     - Nie koniecznie... - mruknąłem, patrząc w stronę okna, gdzie w szybie odbijał się nasz salon.
     - Co znowu tym razem? - zapytał znudzonym tonem, podnosząc na mnie niby to zmęczony wzrok. Widziałem, że udaje, żebym mu dał spokój i pozwolił iść spać.
     - Następnego dnia siedział pod na trawniku od strony lasu, patrzył mi centralnie w okno. - Pokazała dwa palce jakbym chciał sie dziobnąć w oczy, a mój lęk z tych samotnych nocy znów do mnie wracał, bo zbliżały się te godziny, w których go widziałem. - To było około dwudziestej czwartej, ale mógł być już tam wcześniej. - Wzruszyłem ramionami, bawiąc sie palcami u stóp, by wyglądało, że aż tak bardzo sie tym nie przejmuję. - To wtedy zacząłem malować jego oczy.
     - No a w następne dni? - Key rozprostował nagie nogi w stronę kominka, dłońmi podpierając sie za sobą.
      - Wczoraj i dzień wcześniej chodził tam i z powrotem, po czym po jakimś czasie sobie usiadł i gapił się. Sprawdzałem tak co jakiś czas od trzeciej do szóstej. Pozostałe noce krążył i siadał na zmianę od dwudziestej trzeciej do świtu - Pamiętam, że czułem się obserwowany, nieswojo, jednak... Odnosiłem tez wrażenie, że jestem bezpieczny mimo iż powinno być na odwrót.
     - Może się do ciebie przywiązał ssak? - Spojrzałem na Kibuma z pod byka. - No co? Próbowałeś otworzyć okno i nie wiem... Pogwizdać do niego, czy... Zawołać? - Proponował, przy czym zgiął jedną nogę w kolanie.
     - No co ty?! Boję się... Jeszcze się wkurzy i zje mnie za dnia albo ciebie... Nie ma mowy. - Przejąłem sie tą wizją, a strach we mnie rósł, bo minuty mijały i mijały.
     - Nie histeryzuj. - Zmarszczył czoło, za którym zawisły pojedyncze, mokre kosmyki włosów, a jego wygoloną stronę, miałem akurat na widoku. - Przecież on jest na dole a ty na górze. Nic ci nie zrobi, królewno. - Podniósł się, wziął ręcznik i ciężkim krokiem wyszedł z salonu. Mój wzrok zaraz powędrował w stronę okna. Tego okna,  które miało widok na las za domem, czyli czarną dupę o tej porze. Palcami już jakoś odruchowo powędrowałem po dekoldzie, natrafiając opuszkami drobny wisiorek. Zsunąłem niespiesznie nogi z fotela na puszysty dywan, w którym zagłębiły się moje nagie stopy, a moja krtań zaczęła drżeć niezauważalnie, kiedy nuciłem cicho tą melodię, tą ze szkatułki. Małymi, powolnymi kroczkami zbliżałem się do okna, widząc w szybie odbicie siebie i części salonu.
     - Żeby go nie było... Żeby go nie było... Błagam - szeptałem cicho, przestając nucić i zamknąłem oczy, kładąc drżącą dłoń na parapecie, w drugiej ściskając koci pyszczek na mojej szyi. Powoli otworzyłem oczy, a czoło i kark oblał zimny pot, dech mi zaparło, kiedy zobaczyłem złocisty blask.
     Odetchnąłem z ulgą opuszczając ramiona, bo zrozumiałem, że to tylko odbijające się w szybie płomienie z kominka. - Nie ma go... - mruknąłem, poluźniając uścisk palców na naszyjniku. Zmrużyłem oczy, wpatrując się w ciemność jaka ogarnęła lat i mały skrawek trawnika.
     - I co? -
Podskoczyłem, gdy głos Kibuma usłyszałem tuż przy uchu.
     - Nie słyszałem jak przyszedłeś. - Odwróciłem się, by wyminąć, następnie wrócić na swoje miejsce. - Nic na razie nie ma - mruknąłem, opierając w tym czasie łokieć na podłokietniku z fotela, podbródek podtrzymując na dłoni, by patrzeć w okno równoległe do tamtego, przy którym chwilę temu stałem. To w odróżnieniu do tamtego wyglądało na front domu, gdzie niebo jeszcze nie do końca sczerniało, przejawiając jeszcze nikłe akcenty pomarańczy, czy ciepłego różu.
     - Może dał sobie spokój. Zrozumiał, że nie ma u ciebie szans - zaśmiał się złośliwie, znów siadając na dywanie, tym razem twarzą do kominka.
    - Ha. Ha. Ha. Bardzo śmieszne. Mógł byś... - Zdanie przerwał mi głośny zwierzęcy ryk, dochodzący z zewnątrz. Oboje otworzyliśmy szeroko oczy i automatycznie wyprostowaliśmy się jak napięte struny w gitarze.
    - Co to było? - wymamrotał Kibum, przenosząc się na klęczki, patrząc w stronę okna.
    - Nie mam pojęcia, pierwszy raz to słyszę... - Wstałem, złapałem go za nadgarstek i pospiesznie pociągnąłem na schody, by dostać się na górę, do mojego pokoju. Mimo mojego kuśtykania, zrobiliśmy to dość sprawnie i szybko, wiec po chwili już zamknąłem drzwi mojej sypialni. - Zobacz - poleciłem mu, wskazując okno skinieniem głowy, trzęsąc się jak galareta i obgryzając już jeden palec.
    - A ty? - Spojrzał na mnie przez ramię, idąc już powoli w stronę okna.
    - Ja nie chce go widzieć... - oparłem się o drzwi, zakładając ramiona na pierci. Patrzyłem na Kibuma, jak ten bierze głęboki wdech i w końcu staje przy oknie.
    - Jest! - Uśmiechnął się podekscytowany. - Zgaś to światło, póki tu nie patrzy. - Machnął ręką w moja stronę, nie odrywając wzroku od okna. Zrobiłem co mi kazał, a wokół zapanowała zupełna ciemność, przyprawiająca mnie o większych dreszczy. - To na pewno jest wilk. Co prawda duży i raczej... puszysty, ale wilk. - Odszedł od okna i wyjął z kieszeni komórkę, patrząc w wyświetlacz i przesuwając po nim kciukiem. - Udowodnię ci, że to prawda. Patrz prze okno. - Szybkim krokiem znalazł sie juz przy mnie, napierając dłonią na moje ramię, więc odsunłem się na bok, nie mając pojęcia jeszcze co ten planuje.
     - Co ty robisz? - zapytałem, marszcząc brwi i znów przyłapałem się na miętoszeniu w palcach naszyjnika, jakby to pomagało mi sie odstresować.
     - Posłuchaj - zaczął - pójdę tam, oświetlę go latarką, którą mam w telefonie, on się przestraszy i ucieknie, jak to dzikie zwierzę, a ty masz patrzeć przez okno i przekonać się, że to zwykły wilk. Wtedy przestaniesz grzecznie wariować przez tą durną książkę. - Już w trakcie mówienia tego, otworzył drzwi i wyszedł, wołając ostatnie słowa z korytarza, następnie zbiegając po schodach.
     - Nie! Oszalałeś?!- krzyknąłem jeszcze, biegnąc za nim, zaraz jednak przeklnąłem w myślach na moją zranioną łydkę i oparłem się o ścianę. Wróciłem pospiesznie do pokoju, przytrzymując sie czegokolwiek, bo przez te gwałtowne ruchy naruszyłem ranę i teraz piekielnie bolało. Nie miałem siły i odwagi, by iść za nim. Modliłem się, by wszystko odegrało sie tak jak powiedział.
     Podszedłem do okna i oparłem dłońmi o framugę. Był tam. Taki sam jak zawsze. Nigdy jednak nie widziałem go dokładnie. Zawsze tylko wszechobecny mrok i te jego oczy. Patrzył na mnie...
    Po kilku sekundach jednak mrugnął spokojnie, bo oczy błyszczące w cieniu przygasły na chwilę, zarys jego sylwetki podniósł się z siadu. Odwrócił się i wszedł do lasu.
     - Nie... - szepnąłem zawiedziony, muskając opuszkami zaparowaną od mojego ciepłego oddechu szybę. Przecież Key idzie tam do niego, a on sobie poszedł...

                                             ***

      Zszedłem  całkiem boso z ganka po trzech schodkach, rozglądając się dla ostrożności, bo jakoś nie do końca czułem sie pewnie w tej ciemności. Trochę adrenaliny ze mnie uciekło, ale nie miałem zamiaru odpuścić. Szybko włączyłem aplikację latarkę iw mojej komórce i oświetliłem sobie choć trochę drogę. Noc była raczej ciepła, ale wiał chłodny wiaterek, porywając mój przyduży T-shirt i jeszcze wilgotne kosmyki brązowych włosów, a przynajmniej tej nie zgolonej części. Na nogach zaś dostałem gęsiej skórki, bo miałem na tyłku tylko krótkie, białe spodenki.
     Ruszyłem wzdłuż ściany domu, tuż przy parapecie, gdzie mogłem zajrzeć do salonu, ale skupiłem sie na tym co miałem przed sobą i pod gołymi stopami, bo nie chciałem by coś mi się w nie wbiło, co było bardzo prawdopodobne, bo światło telefonowej latarki nie było zbyt jasne.
     Dotarłem do rogu, za zakrętem nieopodal powinien stać wilk, więc im bliżej stałem, tym bardziej waliło mi serce, a ja miałem wrażenie, że i on je usłyszy. Zakryłem światło latarki dłonią i oparłem się plecami o ścianę, chcąc najpierw sie uspokoić, bo jeśli spanikuj może być nieciekawie. Na pewno wyczuje mój strach. Wziąłem większy wdech, ale bezgłośnie, a moje oczy już przywykły do ciemności, więc gdy wyjrzałem, widziałem wszystkie krzaki i drzewa wyraźnie, ale nie było jego. Opuściłem zrezygnowany ręce i zmarszczyłem czoło, spokojnie wychodząc zza zakrętu, oświetlając wszystko dookoła małą latareczką. Znalazłem sie na samym środku trawnika, tam gdzie siedział, co potwierdzał owalny fragment wygniecionej trawy. Westchnąłem i spojrzałem w górę, w okno sypialni Taemina, który wzruszył ramionami, a ja gestem dłoni pokazałem, że pójdę dalej sprawdzić, co wywołało u niego jakiś dziwny napad gestykulacji i histerii, więc pewnie krzyczał coś, ale dziękowałem bogu, że nie słyszę. Tak jak postanowiłem, poszedłem dalej, świecąc wciąż przed siebie. Znalazłem się po stronie domu, gdzie w ścianie nie ma okien, prócz małego, okrągłego okienka ze strychu, a i ta strona graniczy z lasem. Tylko od frontu i lewej strony dom otacza pole i żwirowa droga prowadząca na tą asfaltową, która ciągnie się aż do miasteczka.
     Spokojnie podszedłem do krzaków jakoś tracąc wszelkie lęki, a w świetle latarki zabłysły dwa pierścienie. Błysk tych oczu... Patrzył na mnie jakby z pod byka... Cały kruczo czarny, wielki, dziki kot. Nie byłem w stanie nawet wziąć w oddechu, pozostając w tej chwili w bezruchu. Do uszu dochodziło mnie niskie warczenie, typowe dla tego rodzaju dzikich kotów, co raz po raz przerywało ciche jakby rozdzieranie prześcieradła, bo na prawdę nie wiedziałem z czym to skojarzyć. Sądziłem, że gdy będziemy taki sobie patrzeć w oczy, a ja nawet nie drgnę, nic sie nie stanie, kiedy on nagle przyczaił się, przylegając niemal brzuchem do ziemi, biodra unosząc nieco wyżej, przy czym długi, gruby ogon falował niespokojnie. Przygotowywał się do skoku, wiedziałem o tym. W szoku nie byłem jednak w stanie zareagować, a palce zacisnęły się na komórce, której światło odbijało się od błyszczącej sierści. Patrzył tak chwilę na mnie w górę, marszcząc nos, ukazując tym kły i skoczył, odbijając się łapami, wydając z siebie głośny lamparci ryk. Chciałem odskoczyć do tyłu, ale tylko potknąłem się, zaciskając powieki i padając na plecy. Ostatnie co widziałem, to jego szeroko otwarty pysk, ukazujący całe ostre uzębienie. Telefon gdzieś obok leżał na trawie, a ciszę nocną przeszywał znów ten niski pomruk. Miałem go tuż przy uchu, a ciężka łapa naparła na moje płuca. Nie wiedziałem jak długo wstrzymuje oddech, ale teraz i tak nie potrafiłem nabrać powietrza, wciąż nie otwierając oczu. Po chwili pomruk ucichł, jak i łącznie z tym zniknął nacisk na moim torsie. Głęboki, obszerny i głośny oddech, jaki czułem na policzku i szyi, stał się delikatny i subtelny. Zaciskałem wciąż powieki, dłonie zaciskając w pięści , mając między palcami kępy trawy. Lekko zgięte w kolanach nogi i przylegające do siebie nagie, zimne uda, spięły się jeszcze bardziej, gdy po skórze przejechały delikatnie po całej długości, od ud do stóp... pazury? Ta, pewnie tak, ale dotyk był jakby... opuszków palców, ale to pewnie mi sie wydawało.
     Oddech z policzka przeniósł się na moje usta, a ja wciąż nie miałem odwagi otwierać oczu, odnosząc wrażenie, że zaraz stracę przytomność. Poczułem niejaki dotyk na moich lekko spierzchniętych, rozchylonych wargach. Odruchowo uniosłem ręce i to coś odepchnąć. Spodziewałem się miękkiej sierści w której zatopię palce, ale jej nie było... Jakiś materiał...
     Nacisk na moich ustach, które mocno zacisnąłem, ustąpił, a materiał pod dłońmi zastąpiła rzekoma sierść. Powrócił ten niepokojący dziki warkot, dodatkowo wzbogacony w wściekły syk. Oparł sie silnie dużymi łapami na moich barkach, wbijając mnie niemal w miękką ziemię  swoją siłą i ciężarem. Krzyknąłem głośno i przeraźliwie, sam nie poznając swojego głosu, a paznokcie wbiłem jak najsilniej w jego skórę, wywołując u niego specyficzny ryk, a następnie ulga... Puścił mnie.
Ciężki oddech....
Cichy szelest w trawie, później w krzakach i cisza...
     Nie wiem ile sekund, czy minut minęło, jak ostrożnie podparłem się na łokciach i spojrzałem w złowrogą ciemna czeluść lasu. Nic... Przez chwilę nawet zastanawiałem sie, czy to było naprawdę, a moje słonie badały ciało, sprawdzając czy jestem skaleczony. Ja w ogóle żyję? Oddychałem szybko, przerażony jak jeszcze nigdy. Spojrzałem na leżący obok w trawie, wciąż świecący telefon i siegnąłem po niego.  
     - O mój boże... - szepnąłem sam do siebie, zaczesując włosy na bok. Właśnie otarłem sie o śmierć i ten fakt z każdą chwilą przyprawiał mnie co raz bardziej o mdłości. On w każdej chwili może wrócić. Kiedy tu był, czułem się... jakbym stał oko w oko ze śmiercią, a nawet nie zdążyłem pomyśleć o życiu i wcale całe życie nie przeleciało mi przed oczami. Nie mogłem odrzucić od siebie faktu, że mimo wszystko, odczuwałem jakąś chorą ekscytację, kiedy mnie delikatnie dotknął... że był tak blisko. Czy... Czy on mnie w jakiś sposób... pocałował? Tym swoim kocim pyskiem...? Dotknąłem opuszkami palców swoich ust. Jak on to zrobił? Miałem tyle pytań. Może to mi się wydawało?
     Podniosłem się, otrzepałem ubranie z trawy i ziemi, po czym złapałem się za bark, by rozmasować go choć trochę, człapiąc już w stronę frontowej części. Na schodach stał już Tae w tej swojej słodkiej piżamce w muffinki, do tego ciasno owinięty cieniutkim sweterkiem. Wypatrywał mnie nerwowo, a ja ogarnąłem się i udawałem, że nic się nie stało.
    - O Jesteś! - Zbiegł ze schodów i podbiegł do mnie jak przestraszony dzieciak do mamusi. - Co tak długo? Widziałeś go? - wypytywał, zaniepokojony patrząc na mnie tymi dużymi, brązowymi oczami.
     - Tak. To wilk. - skwitowałem bez zastanowienia i objąłem go ramieniem, czując wciąż lekki ból w barkach. - Na stówę. Nie martw się. Uciekł jak tylko mnie zobaczył. Później poślizgnąłem się na tej pieprzonej trawie i teraz mam zajebiście brudne plecy. - Ruszyłem z nim do środka. Ucieszyłem się, że w końcu sie uspokoił i naprawdę mi wierzył.
     Dlaczego ten stwór nic mi nie zrobił? Może Minnie tez nic nie zrobi. Może rzeczywiście go lubi... Po prostu sie przestraszył, a kiedy zrozumiał, że jestem nie groźny... Był taki delikatny. To ja zrobiłem mu krzywdę, wbijając paznokcie w ciepłą skórę. Musiało go to zaboleć, skoro tak zareagował. Oby sie do mnie nie zraził, bo mimo wszystko nie zrobił mi nic nawet kiedy go skrzywdziłem.
Był taki sam... Taki jak w książce. Te oczy... Nie wiem dlaczego wyobrażałem sobie, że to ten mężczyzna o złoto brązowych oczach. Nie rozumiem sam siebie. Dlaczego chciałem go znów spotkać, zobaczyć wyraźnie, w spokoju, skoro tak sie przeraziłem? To niedorzeczne! To by przecież oznaczało, że...
    - "Ostrza przy łapach i pysku nie oszczędzą ciała dziewicy..." - przypomniały mi się słowa z księgi. No tak, może to dlatego, że nie jestem dziewicą? Tak, to logiczne.

29 czerwca 2013

Human Animal - Namiastka Sekretu

  Na początek oczywiście chciałabym podziękować tym, którzy poświęcili odrobinę czasu by przeczytać pierwszą część, a nie którzy nawet zostawili miłe komentarze, które cieszą ^.^~ 
Myślałam, że wstawię kolejną część wcześniej, ale mam ograniczony dostęp do laptopa, a na tablecie, czy komórce, bardzo niewygodnie się pisze, więc pozostaje mi po prostu upraszać siostrę o użyczenie mi sprzętu, bo na szczęście ona tez to czyta i chce kolejnej części, inaczej chyba by mi nie dała ;] 
     Nie przedłużając już, tak jak nasz dyrektor na zakończeniu roku szkolnego, życzę miłego czytania i przepraszam za te ciągłe niedociągnięcia, literówki i błędy stylistyczne, czy tam ortograficzne. Staram się, Hira~
     Co do scen erotycznych i_want_youu, długo sobie na nie poczekasz xD 
Tak mi się przynajmniej wydaje : o 
W ogóle na moich blogach jeszcze nigdy takowa scena się nie pojawiła ^.^" Więc w sumie stresuję się, że wam się moje wykonanie takowych seksownych scen nie spodoba +_+ 
*I tak przedłużyłam -.- *

Human Animal
Part 2 - Namiastka Sekretu




 23 Czerwca

    - Key! - Słysząc swoje imię, zacząłem na prawdę poważnie się irytować, a ciśnienie mi skakało. - Chodź na chwilę! - Przymknąłem oczy i odetchnąłem, by się nieco rozluźnić, a następnie wstałem ociężale z podłogi, na której sprzątałem kolejne starocie wywalone przez Taemina oraz jego "Sprawdźmy co tam jest." z starej szafy, której oczywiście odradzałem otwierać. Ten jak zwykle mnie nie posłuchał, standard.
- Co znowu? - zapytałem z wyraźną irytacją w głosie, opierając się przedramionami o barierki na piętrze. Widząc Tae klęczącego na schodkach z policzkiem przylegającym do dziury w trzecim stopniu, od razu wiedziałem co zaraz usłyszę.
- Jak sądzisz, co tam jest? - Zadał pytanie, nie ruszając się z miejsca. Mrużył jedno oko, drugim patrząc w dziurę.
- Przypuszczam, że piwnica. - Uniosłem brew, sądząc, że to oczywiste. Bo niby co może być na dole pod schodami?
- Chodźmy zobaczyć. - rzucił ochoczo, prostując się i spojrzał na mnie z iskierkami ciekawskiego dzieciaka w oczach. - Tam są drzwi z boku tych schodów. - Wskazał wzrokiem i skinieniem głowy na drzwi, przez co i mój wzrok tam powędrował. - Nie chciałem ich otwierać sam, no i... - Mówił niepewnie, ale ja bezlitośnie mu przerwałem, nawet te jego oczka na mnie nie podziałały.
- Nie. Ma. Mowy. - wypowiedziałem słowa wyraźnie i pojedynczo by do niego dotarło. - Wybij to sobie z głowy. - dodałem, a on wlepił we mnie zawiedziony wzrok. - Znów coś się rozwali, albo pęknie, czy wysypie, a my zostaniemy kalekami. - Pokręciłem przecząco głową, przymykając oczy, przy tym odchodząc nieco od barierki. - Nie. Wykluczone. - Odwróciłem się na pięcie, by wrócić do porządkowania.


***
     Chwilę patrzyłem w górę, póki nie usłyszałem cichego trzasku drzwi jednego z pokoi na górze, gdzie wszedł Key. Wstałem ze schodów, czując lekkie ukłucie w skaleczonej łydce, przez co cicho syknąłem, łapiąc się drewnianej poręczy. Wciąż bolało, ale już nie tak bardzo. Obszedłem schody, starając się nie wywołać skrzypienia podłogi, by w końcu stanąć przed starannie wyrzeźbionymi drzwiami. Niepewnie nacisnąłem na zerdzewiałą klamkę i pociągnąłem do siebie. Zamek ustąpił, a drzwi otworzyły się, ukazując mi strome schody oraz żarówkę z długim zapajęczonym sznurkiem.
- Tym razem będzie okay.- powiedziałem sobie, mrucząc pod nosem, w tym czasie zaś schodząc niżej o jeden stopień, sięgając przy tym powoli po sznurek, lekko go pociągając. Szczerze wątpiłem, że jakakolwiek tutaj rzecz działa, bo wszystkie inne żarówki trzeba było wymienić, a ta świeciła i to całkiem jasno. 
     Ułożyłem usta w lekki dziobek, oddychając spokojnie, kiedy trzymając się dłońmi ściany, schodziłem powoli na dół, schodek po schodku. Po pierwsze, nie chciałem by Key usłyszał, że jednak tu wchodzę, a po drugie, tak na marginesie, to nie chciałem jeszcze zginąć, czy jak to w kółko powtarza Bummie - zostać kaleką. 
     Pokonałem prosty skręt o dziewięćdziesiąt stopni w połowie schodów, a światło przygasło, gdy zszedłem całkiem na dół. Tutaj tamta żarówka, nie dawała rady dotrzeć swoimi promieniami jasności, ale zauważyłem kolejną taką samą z podobnym, lecz nieco krótszym sznurkiem, za który pociągnąłem, rozjaśniając pomieszczenie. Rozejrzałem się po obszernej piwnicy, opierając dłonie na biodrach. Jako cel, wzrokiem wybrałem sobie metalowe półki, do których podszedłem, badając spojrzeniem przedmioty na nich się znajdujące; słoiki, kartony, pudełka mniejsze, większe, narzędzia i oczywiście nie zabrakło kilku książek. 
     Przykucnąłem, uważając na łydkę, po czym wysunąłem z pod ostatniej dolnej półki skurzone pudełko z krzywo nałożonym wiekiem. Uniosłem pokrywkę wyblakłego czarnego koloru i odkładając ją na bok, zajrzałem do środka, pochylając się. Dwie szkatułki; mniejsza i większa. 
     Położyłem kartonik na podłodze, by wyjąć większą szkatułkę, która okazała się być wciąż działającą pozytywką, bo gdy ją otworzyłem, zaczęła delikatnie wygrywać słodkimi dźwiękami cichutką melodyjkę, a na środku wolno kręciło się małe, porcelanowe... Chyba lwiątko. Był tak uroczy, że nie potrafiłem się powstrzymać i z uśmiechem musnąć opuszkiem palca jego zakurzony nosek. 
    Czysto grająca zabawka, przyjemnie pieściła moje uszy, więc zamknąłem oczy, przywołując na moje usta błogi uśmieszek, gdy wyobrażałem sobie to małe beztroskie lwiątko, hasające po łące wśród wiosennych polnych kwiatów. 

"Jestem pozytywką 
Krótką przygrywką 

Grą wstępną 

Przędąc miłości..."


     Ogon radośnie mu faluje, a łapki trochę niezdarnie stawiają kolejne kroki przed siebie. Ogarniam wzrokiem cały wiosenny krajobraz rozciągających się pól. Wewnętrzną stroną dłoni przesuwam po dziko rosnących źdźbłach zboża i trawy, gdy powoli idę o nagich stopach w stronę malca...

"Na dobranoc 
I na dzień dobry 
Żebyś kochał 
Żebyś przytulał 
Do słów tej piosenki głowę... "




     Spogląda na mnie zaciekawiony, przechylając głowę i specjalnie przewraca się na bok, zaraz kładąc na grzbiecie, wymachując zaczepnie łapką w powietrzu. Widzę, że ma na szyi łańcuszek. Jestem już blisko, więc klękam, by go nie wystraszyć, a on przechyla łebek na bok, patrząc mi bystrze w oczy...

"Ja rozumiem
Ja wybaczę
Twojej ręce oddam serce
Jeszcze raz powtórzę znajomą melodię
Smutnych oczu
Naszyjnika z pożółkłego srebra
Szklanego dzwoneczka...
"

     Podchodzę bliżej i wyciągam dłoń, widząc już wyraźnie naszyjnik na jego futerku w kształcie pół kociej mordki. Dotyka z ufnością łapką moich palców, nie spuszczając wzroku oczu jasnego miodowego koloru, trochę złotych, może nieco piwnych...

"La...La...La...
Dzyń... Dzyń...
Pa, pam...
Jestem tylko pozytywką...
"

     Melodia ucichła, obraz stał się czarny, a ja poczułem dłoń na ramieniu, przez co odskoczyłem na bok, upadając na podłogę.
- Ty nie rozumiesz co się do ciebie mówi, prawda? - Zarejestrowałem zirytowany i zmęczony głos Kibuma.
- Chcesz, żebym dostał zawału?! - krzyknąłem, podparłem się na łokciach, wyobrażając już sobie jakie będę miał brudne ubrania od tej zapaskudzonej podłogi. Key trzymał w ręce pozytywkę, w ogóle nawet na nią nie patrząc. To dlatego przestała grać.
- Mało ci jeszcze? - Wstał, odkładając zabawkę na jedną z wyższych półek, a ja dokładnie zapamiętałem gdzie. - Ja nie mogę, co tu tak duszno? - mruknął pod nosem, odwracając się, wachlując przy tym koszulką, po czym podszedł do małego okienka. Korzystając z chwili, podniosłem się prędko, by wyjąć z pudełka drugą, mniejszą szkatułkę, która zmieściła mi się w dłoni. - Tam na górze zimno, a tu upał. - Brunet stanął na palcach, uchylając okno, a ja włożyłem przedmiot do kieszeni. Pudło zaś wsunąłem nogą pod półkę w ostatniej chwili gdy Key się odwrócił.
- O, pozbierałeś się sam. - Spojrzał na mnie podejrzliwie. - Co tam chowasz? - Kiwnął głową w moją stronę, spuszczając nieco wzrok. Wyjąłem ręce zza siebie, pokazując mu je.
-Nic. - Zwyczajnie otrzepałem sobie spodenki, wyginając się do tyłu tak, by zobaczyć jak bardzo jestem brudny.
- Aha. - Uniósł brew, ale westchnął z obojętnością. - To idź na górę i skończ wreszcie sprzątać. Później muszę skoczyć po jakieś rzeczy do miasta. - Mówiąc to, zrobił krok, a oboje spojrzeliśmy na kawałek drewna, który odskoczył kopnięty na bok.
- To z tych schodów. - stwierdziłem, spoglądając w górę na dziurę w schodach.
- Ta, trzeba będzie to czymś załatać. - Założył ręce na piersi i pierwszy ruszył w górę schodów. Zerknąłem jeszcze na pluszowego misia siedzącego na jednej z półek i udałem się w ślady za przyjacielem, obracając palcami w kieszeni drobną szkatułkę, czując, że coś drobnego się w niej obija o ścianki.

***

     Wbiłem ostatni gwóźdź i  wyprostowałem się triumfalnie, trzymając w dłoni młotek.
- No! - zawołałem jakby sam do siebie, ale raczej pewnie kręcący się w pobliżu Taemin, też słyszał.- Skończyłem. - Oznajmiłem, zbierając ze schodów gwoździe, które mi pozostały.
- Dzięki. - Podniosłem wzrok, kiedy z salonu wyłonił się rudzielec, ubrany w staromodną suknię. - Fajna? - zapytał, przechodząc po holu,  swoją drogą całkiem zwinnie jak na zranioną łydkę, po czym obrócił się wokół własnej osi, tworząc przy tym lekki wiaterek oraz fale w dolnej części blado różowej sukni.            
     Uśmiechał się jak dziewczynka przed balem przebierańców, gotowa na "cukierek albo psikus". Dłonie opierał na szczupłej tali, której prostą linię uwydatniała kreacja.
- Co. Ty. Znowu...- Wstałem, by lepiej go widzieć. - ...Robisz?- Zszedłem ze schodów i odłożyłem narzędzia na szafkę z butami, stojącą przy drzwiach wejściowych.
- Znalazłem to w kufrze, w salonie. - Wygładził dłonią fałdy materiału, patrząc w dół. - Jest tego więcej, ale ta jest najfajniejsza. - Spojrzał w lustro ścienne, obramowane w ramkę złocisto miedzianego koloru, po czym zrobił kolejny piruet. - Idź zobaczyć. - Znów poprawił materiał i swoje rude kosmyki włosów, które pod wpływem obrotu, nasunęły mu się na oczy. Zaraz popłynął do kuchni i z powrotem lekkim krokiem, mając uniesioną głowę.
- Nie mam zamiaru. - Mruknąłem sam do siebie, podchodząc do naprawionego schodka, stając na nim z nadzieją, że się nie zarwie.
- To nie.- Udał obrażonego i wrócił do salonu chyba, bo już nie słyszałem tego specyficznego szurania materiału po podłodze.
     Zszedłem ze schodka, stwierdzając, że naprawa zakończyła się sukcesem.
Na górze było już czysto, na dole chyba też, o ile Tae czegoś w salonie nie rozwalił, co postanowiłem sprawdzić.
- Hej... Co ty robisz? - Oparłem się ramieniem o framugę, zakładając ręce na piersi.
- Nic.- odezwał się leżący w stosie ubrań chłopak w sukience... Czasem tak się zastanawiałem, czy ten dzieciak nie powinien urodzić się, będąc "płcią piękną", bo w sumie teraz jako chłopak, przewyższa swoja urodą większość dziewczyn, więc w sumie to nie robi różnicy, ale przebierającego się w damskie suknie, jeszcze nigdy go nie widziałem.
- Wstań i zrób coś łaskawie do jedzenia, a ja pojadę w tym czasie po moje rzeczy. - Patrzyłem na niego z lekkim żartobliwym politowaniem, kiedy ten tak rozłożony na brzuchu, opierał brodę o miękkie materiały kolorowych, ale stonowanych sukni, patrząc przed siebie. Nie wiedziałem, czy zrobi to o co go proszę, ale znając go to wciąż będzie tu tak leżał, aż wrócę albo będzie szperać gdzieś gdzie nie powinien i zrobi kolejny syf. Cały Taemin.

***

     Usłyszałem trzask drzwi, a zaraz później warkot silnika samochodu Kibuma. Odwróciłem się na plecy, przez chwilę patrząc w sufit. Nigdy jeszcze tak bardzo nie wyobraziłem sobie czegoś, jak tej scenki na polu z lwiątkiem. Czułem się jakbym medytował, był w transie, ale czułem to wszystko tak dokładnie. Wiaterek, ziemię i trawę pod gołymi stopami, a opuszkami palców rejestrowałem dotyk zboża, później łapki malca.
     Wstałem, zsunąłem z siebie suknie, która opadła luźno na podłogę, następnie ubrałem swoje rzeczy, po czym usiadłem na dywanie obok kominka, w którym niedawno wygasł ogień, przez co czułem teraz unikalny zapach spalonego drewna. Sięgnąłem dosyć niecierpliwie i pospiesznie do kieszeni, wyjmując pożądany przedmiot. Otworzyłem szkatułkę, a moim oczom ukazał się zwinięty łańcuszek z naszyjnikiem w kształcie pół kociej mordki, a w miejscu oka znajdował się kryształek, mieniący się na złoto brązowy odcień. Wziąłem go w palce, wyjmując, by zaraz przetrzeć rękawem, co nadało mu nieco większego połysku. Patrzyłem  chwilę, zastanawiając się jakim cudem widziałem go w wyobraźni na szyi lwiatka, skoro nigdy wcześniej w życiu nie spotkałem się z tym przedmiotem.
     W końcu nieco drżącymi dłońmi przysunąłem go do dekoltu, sięgając palcami na kark, by zapiąć biżuterię. Od razu z powrotem uchwyciłem delikatnie wisiorek, by jeszcze mu się przyjrzeć.
Zabrałem szkatułkę i ruszyłem do swojego pokoju. Po drodze obracałem w dłoni drobny przedmiot, który odłożyłem na toaletkę, stojącą przy drzwiach, po czym spojrzałem na swój nie dokończony obraz. Podszedłem do niego, mrużąc oczy by bardziej mu się przyjrzeć.
     Co jeśli świat, o którym do tych czas wiedzieliśmy i wierzyliśmy, wcale taki nie jest?
Zacząłem zastanawiać się, dlaczego znalazłem się akurat tutaj. Dlaczego wszystko tutaj dotyczy i ma wizerunek dzikich kotów? Gdy ściskałem w palcach wisiorek, patrzyłem w te oczy, które sam malowałem, czułem lęk, a w głębi modliłem się, by to wszystko był tylko jeden wielki zbieg okoliczności...

***

     Ostatnie maźnięcie pędzlem czarną farbą. Skończone.
Odsunąłem się na dwa kroki, spoglądając z daleka na skończone dzieło, trzymając w ręku pędzel, a w drugiej zakrętkę z farby. To to widziałem każdej nocy krążące  pod moimi oknami jak czarna zmora, przyprawiająca mnie o ciarki i przerażenie. Mimo wszystko było to dla mnie również bardzo intrygujące i interesujące, co napawało mnie ciekawością do tych wszystkich książek oraz staroci jak i tajemniczej zmory grasującej po lesie.
     Nagle coś trzasnęło na dole. Przestraszony spojrzałem w stronę drzwi mojego pokoju, po czym czym prędzej odłożyłem przyrządy na mały stolik, nie wydając przy tym żadnego dźwięku, wzroku nie spuszczając zaś z gałki w drzwiach. Ostrożnie podszedłem, słysząc kroki na schodach i mój nienaturalnie głośniejszy oddech.
Nim zdążyłem chwycić za gałkę, drzwi otworzyły się, włosy zjeżyły mi się na głowie, a ja wstrzymałem oddech.
- Mówiłeś, że się boisz, ale żeby zamknąć się to nie pomyślisz. - Key stał przede mną z przewieszoną przez ramię czarno granatową, sportową torbą. - Cały czas masz otwarte drzwi na dole. W końcu cię ukradną. - dodał jakby obojętnie, wskazał na mnie palcem, po czym wszedł do pokoju obok. Odetchnąłem z ulgą, chwytając się za serce.

Za dużo bajeczek, Taemin.

Poszedłem za nim, gdy uspokoiłem oddech i walące serce.
- Słuchaj... - zacząłem, opierając się o framugę bokiem głowy, patrząc przy tym jak Key rozpakowuje swoje rzeczy z torby leżącej na łóżku. - ... jeśli chodzi o to jedzenie, to... - Podrapałem się niezręcznie za uchem, patrząc po ścianach.
- Kupiłem kurczaka po drodze i frytki. - Przerwał mi, rzucając uśmiech przez ramię, a ja odwzajemniłem go trochę głupkowato.
Dobrze mnie znał, wiedział, że nic nie przygotuję, a do tego uwielbiam kurczaka i frytki.

24 czerwca 2013

Human Animal - I see your eyes

    Bez przeciągania, witam się z wami i zapraszam na pierwszą odsłonę tego cudownego olśnienia jakie kłębiło się w mojej głowie chyba od około dwóch lat. Miało pozostać w zeszycie, ale dzisiaj ta skromna literatura ujrzy światło dzienne. Mam nadzieję, że was nie zanudzi ten part i nie zniechęci do kolejnych części. Pisałam to całą noc x.x
Dedykuję to Hirze, która tak uwielbia to opowiadanie i mam nadzieję, że fakt iż przerobiłam to na yaoi nie ujmie jej zachwytu ^^
Miniaturka strasznie mi się podoba i udała mi się nawet, prawda? : ]

Miłego czytania seksy wy moje ~

Human Animal
Part 1 - I see your eyes




Coś niesamowitego...
Coś w co nigdy bym nie uwierzył...
To odmieniło całe...
... moje życie.

~*~

23 Czerwiec

     - Minnie?- zawołałem po wejściu do jego domu i rozejrzałem się po staromodnym wnętrzu.- Gdzie jesteś?- Drewniana podłoga jak zwykle skrzypnęła tak jak i drzwi, które za sobą zamknąłem.
- Na górze!- krzyknął i nim spojrzałem w górę za barierki, usłyszałem jakiś huk i wrzask chłopaka. Wbiegłem po schodach, łapiąc się poręczy i zobaczyłem Taemina leżącego na podłodze przysypanego stertą starych i poniszczonych książek.
- Oh... Co ty robisz...- mruknąłem, podchodząc do niego i odgarnąłem książki na bok, klęcząc przy nim. Mój wzrok powędrował na połamaną drabinę.
- Tu wszystko jest stare i skrzypiące, skurzone i do niczego.- narzekał, podnosząc swój obolały tyłek, ubrany w luźne granatowe szorty.
- Co robiłeś? - zapytałem ponownie, opierając się ostrożnie o poręcz schodów, bo nie sądziłem by to było bezpieczne. W każdej chwili mogło runąć, a ja zostanę kaleką i będę sądził za to Taemina. Zachciało mu się takiej ruiny.
- Chciałem sprawdzić co tam jest. - Strzepnął z dłoni kurz. - Niestety znowu  tylko same książki. Drabina się złamała i wszystko znowu jest brudne od tego kurzu. - Wskazał na bałagan po czym opuścił bezradnie ręce, wzdychając.
- Ty już lepiej przestań kombinować. Można się było spodziewać lawiny książek w tym schowku. One są tu wszędzie. - Przeleciałem wzrokiem ściany, kpiąc z tego domu.
- No bardzo przepraszam, ale tylko na to było mnie stać. Ja przynajmniej wyprowadziłem się już od rodziców. - Posłał mi dumne spojrzenie i usiadł po turecku obok książek, zaczynając je układać jedna na drugiej. - Zawsze chciałem mieszkać na odludziu. Cisza i spokój. - Przymknął oczy, nabierając powietrze nosem i spokojnie wypuścił ustami.
- No pewnie, cisza jak nic.- prychnąłem, wywracając oczami. - Każdy ruch ciągnie za sobą skrzypnięcia, piski, łamanie desek i ruiny z kolejnych przedmiotów. Właśnie...- Odepchnąłem się i wyjrzałem na dół, opierając się o barierkę dłońmi i brzuchem, kiedy o czymś mi się przypomniało.- ... Co z tym bujanym fotelem? Udało ci się go naprawić?- Rozglądałem się za meblem, wyglądając do salonu tyle na ile to było możliwe.- Zawsze chciałem się na takim pobujać, ale już nie zdążyłem bo ktoś usiadł i pękł.- Tu rzuciłem mu wymowne spojrzenie, uśmiechając się kącikiem ust.
- Nie. - Kontynuował porządkowanie książek. - Dzięki temu fotelowi pali się w kominku. - Wskazał skinieniem głowy salon. -... ale próbowałem. - Kilka książek wypadło mu z rąk, wywołując kolejną chmurę kurzu, co spowodowało u niego pokasływanie i wymachiwanie dłońmi, by odgonić pył. Ja odsunąłem się i lekko powachlowałem sobie dłonią przed twarzą.
- Hej... - zacząłem po chwili, kiedy Taemin ucichł z tym swoim napadem padaczko-kaszlącym. - Może ty za dużo ważysz? - rzuciłem, unosząc brew, za co zostałem nie mal od razu obrzucony piorunującym spojrzeniem. - Złamałeś bujany fotel, deskę w podłodze, a teraz drabinę. - wyliczałem na palcach, nie kryjąc uszczypliwego uśmieszku. Lubiłem go tak irytować pod względem tuszy, której ten nie posiadał oczywiście ani grama.
- Ty za to złamałeś mi ramę łóżka, panie 'jestem lekki jak pióreczko'. - prychnął, przypominając o tym jak to dwa dni temu oparłem się o drewniany pręt, powodując mało przyjemne strzyknięcie i złamany kolejny mebel.
- Tylko dlatego, że jestem silny, a nie gruby. - zaśmiałem się i w ostatniej chwili uniknąłem bliskiego spotkania z literaturą prehistoryczną, kiedy książka leciała we mnie prosto z rąk rudego.
- Po co chciałeś bym przychodził tak wcześnie? - Wróciłem na swoje wcześniej zajmowane miejsce, oglądając za barierkę, gdzie wylądowała książka. - Wiesz jak musiałem walczyć sam ze sobą, by wyjść z łóżka? W ogóle, wszystko mnie boli po tym wczorajszym sprzątaniu. - Wykrzywiłem się w cierpiętniczym grymasie, wsuwając dłoń na kark i lekko go rozmasowałem, przechylając głowę na bok. Swoją drogą, nie cierpiałem sprzątać, co nie oznaczało, że w moim mieszkaniu w miasteczku jest totalny syf. O nie, ja po prostu nie doprowadzam do tego, by wkradł się mi jakiś większy nieporządek. Zwyczajnie staram się nie bałaganić, wtedy nie muszę dużo sprzątać, a ogarnianie tego syfizmu, który panował tutaj było nie lada wyzwanie. Jednak mimo to wszędzie jeszcze było brudno.
- Znów go widziałem... - mruknął Taemin, układając już drugą wieżyczkę z książek. Jego mina wskazywała jakby się czegoś obawiał.
- Tego psa? - Założyłem ramiona na piersi z pobłażliwym uśmiechem, wyginając brew.
- Już ci mówiłem. - Uniósł nieco ton, jednak zaraz znów go ściszył. - To nie pies. Jest znacznie większe. - Patrzył niewidzącym wzrokiem w okładkę książki, którą akurat trzymał w dłoniach, nerwowo ją obracając. - Każdego wieczoru wychodzi z lasu i krąży pod oknami. - Nie podnosił wzroku, wyraźnie się bał.
-Może to wilk.- zaproponowałem spokojnie, wzruszając ramionami, a Tae zacisnął palce na grubej, bordowej okładce. - Nie histeryzuj. Chciałeś mieszkać na odludziu, blisko natury, to masz. - Objąłem gestem dłoni przestrzeń dookoła z ironicznym uśmieszkiem.
- Przestań mnie straszyć. Nie wychodzę od teraz z domu. - Podniósł się, przenosząc na czworaka i doczłapał się tak aż do schodów, po czym wstał, opierając się o poręcz. - Jest zupełnie ciemno, a ja widzę tylko jak cień wychodzi z lasu, ciągle krążąc wokół, a do tego wbija w ciebie te swoje błyszczące paczadła, które sprawiają wrażenie jakby chciały mnie co najmniej zjeść. Ty byś się nie bał? - Powoli schodził schodek po schodku na dół, tąpiąc jakby rzeczywiście ważył dwa razy tyle.
-Uważaj na trzeci schodek od dołu, podejrzanie skrzy...pi. - Ledwo co skończyłem zdanie, a w pomieszczeniu rozległ się głośny chrzęst. Drgnąłem i wyjrzałem na dół, widząc jak Lee z cierpiętniczym wyrazem twarzy, opiera się o ścianę.
-Aish! - Syknął, sięgając instynktownie dłonią do łydki, która utknęła w schodku. Widziałem krew. - Key, pomóż mi, a nie patrz jak kretyn! - warknął na mnie, strzepując rude kosmyki włosów z oczu, by zabijać mnie wzrokiem, kiedy już zbiegałem na dół. Pocierał rozpaczliwie łydkę, jakby to miało coś pomóc.
- Ten dom jest beznadziejny. Na prawdę zrobisz sobie krzywdę. Tu nie da się żyć. - Obrażałem ściany tego domu, ostrożnie wymijając chłopaka i pobiegłem do kuchni. Wróciłem pospiesznie z czystym kawałkiem materiału, który miał służyć za ścierkę, gdy sprzątaliśmy. Po drodze niechcący w pośpiechu kopnąłem książkę, którą wcześniej mało co nie oberwałem centralnie w twarz.
-YAH! - krzyknął, odrzucając głowę do tyłu i opierając się plecami o ścianę.
- Nie ruszaj na razie! - rozkazałem, podchodząc do lekko zakręconego końca schodów i uklęknąłem, pochylając się, by ocenić sytuację. - Nie jest złamana, to na pewno. Nie jest źle, po prostu ten kawałek... - Wskazałem palcem strzępek drzewa. - ...Trochę ci się wbił, a reszta łydki jest trochę podrapana. - Położyłem dłoń na drewnie otaczającym jego nogę, który był wygięty w dół i nie groził już potencjalnym skaleczeniem. Drygą dłonią przytrzymałem kawałek, który czubkiem tkwił w skórze, tak by się zbytnio nie przemieścił i gwałtownym, pewnym ruchem wyłamałem tą drugą część, co wywołało niemal ogłuszający mnie jęk, a chłopak chwycił się za piszczel. Kawałek wyłamanego drewna opadł gdzieś (pewnie w piwnicy) na ziemię, wydając pusty dźwięk.
- Przepraszam, nie było innego wyjścia. - Rzuciłem mu szybkie, przepraszające spojrzenie, zaraz znów skupiając się na wyjęciu nogi. Teraz było to możliwe, gdy zrobiło się trochę miejsca. - Możesz ruszać? - zapytałem, a on szybko przytaknął, zaciskając wargi w cienką linijkę. - To wyjmij sam, nie chce żeby znów cię bolało. Z resztą i tak będzie jeszcze boleć, bo trzeba wyjąć tą mega drzazgę. -
Taemin, zacisnął powieki i szczęki, uwydatniając kości policzkowe i wyjął powoli nogę. Musiało na prawdę go boleć.
-Usiądź tu. - poleciłem, wskazując na piąty schodek, a on ciężko opadł na niego tyłkiem.
- Nie tak ostro, bo te schody całe runą. - zaśmiałem się i uważając na dziurę, oparłem dłoń na schodach. - Teraz musisz wytrzymać. - Spojrzałem na niego, a później na ranę.
- Okay. - oparł się łokciami za sobą i zamknął znów oczy. Wziąłem większy oddech, chwyciłem za odłamek i pociągnąłem.
- AAA! Kurwa! - wrzasnął w niebo głosy, a jego szyja napięła się, zaraz rozluźniając, gdy przyłożyłem do krwawiącej rany białą szmatkę.
- Trzymaj i powiedz gdzie masz wodę utlenioną. - Zastąpił moją dłoń swoją, więc wstałem.
- W mojej sypialni na tej starej toaletce z lustrem. Gdzieś tam między kosmetykami. - Pomachał ręką jakby coś mieszał i odsunął się na bok.
- Nie musisz wszystkiemu nadawać tu tytułu "starej rzeszy". Tu wszystko jest stare, tyle wystarczy. - Wspiąłem się na górę po schodach, zarzucając swoją przydługą grzywkę na bok. Wyminąłem wciąż zalegający stos książek na korytarzu i wszedłem do pokoju, znajdującego się za pomalowanymi przeze mnie na biało drzwiami. Wczoraj razem tu sprzątaliśmy, ale jak zauważyłem, Lee zdążył już sobie sam tutaj urządzić  po swojemu. Wszystko oczywiście było stare prócz jego dodatków i obrazów na ścianach. Jak zwykle ciemno fioletowa pościel z dodatkami lilii i mnóstwo przyborów malarskich, czy jak te ustrojstwa się tam nazywają, zalegały na szafkach. Sztaluga stałą w rogu pokoju przy oknie z zaczętym obrazem, a jakieś płótno było oparte o ścianę, tyłem do "widza". Obok drzwi stała zajebista toaletka, o którą mi tutaj głównie się rozchodziło. Chwyciłem za wodę utlenioną i zerknąłem jeszcze na zaczęty obraz- złocistego koloru zwierzęce oczy. Tajemnicze i pełne... pożądania? Po czym to stwierdziłem? Nie wiem... Wokół całkiem czarne tło, bez jakichkolwiek rys. Połowa tła była jeszcze niezamalowana. Powoli wycofałem się i w końcu odwróciłem, przypominając o cierpiącym synku.
- Odsuń to. - Rozkazałem, by zabrał materiał, a ja mogłem odkazić obrażenia dookoła. Zabrałem mu ścierkę, wywróciłem na czystą stronę i przetarłem spienioną ranę, co spotkało się z kolejnym syknięciem ze strony rudzielca.
- Nie ma źle. - Poklepałem go po ramieniu, podparłem się na kolanach i wstałem. - Przejdź sobie może w wygodniejsze miejsce. - Zszedłem mu z drogi i zakręciłem w dłoniach wodę.
- Dziękuję. - wypowiedział cicho, pociągając nosem i kalecznie zszedł ze schodów. Usiadł na podłodze, serwując sobie małą przejażdżkę na tyłku, przysuwając się posuwistym ruchem do leżącej niechlujnie książki, która, tak już wiemy, prawie mnie zabiła. Wszedłem na górę i podszedłem do tego stosu gratów z zamiarem posprzątania go w końcu. Im dłużej sprzątamy, tym ja mam mniej czasu na rozrywkę. Lepiej to skończyć i mieć z głowy. Klęknąłem i podniosłem pierwszą lepszą książkę o zgnito zielonym kolorze okładki. Otworzyłem na losowo wybranej, pożółkłej stronie i przeczytałem na głos, najpierw odchrząkując,
- (...) Co by ci pożywienia nie zabrakło. Weź topór i rusz do lasu. Nie zwlekaj i nie oglądaj się, a żeby cię bestia nie dopadła. Krwi pragnie i życie odebrać. Bez zastanowienia i łaski (...), Co za głupoty. - prychnąłem i odłożyłem książkę, choć w pierwszej chwili chciałem ją niedbale odrzucić na bok, jednak zrezygnowałem, już widząc jak dostaję padaczko-kaszlącego ataku.
-Key... - Doszedł mnie zaniepokojony głos Taemina, dochodzący z dołu. Wstałem, ciężko wzdychając.
- Co? - wywróciłem oczami i oparłem sie pewnie o barierki. Sprawdziłem ją wcześniej, była stabilna.
Ruda pała siedziała z otwartą książką na udach.
- Musisz to zobaczyć... - mruknął, nie podnosząc wzroku. Zszedłem po raz kolejny na dół i doczłapałem się do niego.
- Co takiego? - Zasiadłem obok i pochyliłem się, by przeczytać wskazany mi palcem tekst. - "Nie unikniesz co nocnej wizyty jednego z braci rodu Strange..." To oni już znali wtedy angielski? - Zapytałem głupkowato, a Lee tylko zmrużył oczy, pokazując mi, że mam czytać dalej. Westchnąłem i znów spuściłem wzrok.- " ...ale nie lękaj się, on przybywa by cię chronić. Wyłania z czeluści ciemności lasu, o złotej sierści i bujnej grzywie." - Moje oczy spoczęły na rysunku lwa, który widniał pod tekstem. Duży, dostojny. Stał, dumnie wypinając pierś, a potężną łapę miał lekko uniesioną w górze. Grzywa jakby lekko rozwiana i potargana przez wiatr... Był piękny. - No i? - Spojrzałem na przyjaciela jak na ostatniego idiotę. - Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że ta bajeczka jest prawdziwa, a ciebie co wieczór nawiedza jakiś cudowny lew, by cię królewno chronić? - Dobrze wiedziałem co znaczy ta jego mina.
- To wszystko się zgadza... - wymruczał pod nosem, patrząc gdzieś, tylko nie na mnie.
- Okay, dajmy na to, że doznałem urazu głowy i w to wierzę, to przed czym niby on cię ma chronić? Chyba przed tym byś się któregoś dnia nie zabił w tym domu.  - Zaśmiałem się kpiąco i już chciałem wstać, ale drobna, blada dłoń Taemina zatrzymała mnie.
- Czytaj dalej. - polecił mi cicho, przygryzając dolną wargę. Nie potrafiłem odmówić tym przestraszonym oczętom, więc westchnąłem, na powrót siadając. Przewróciłem stronę i pierwsze co przykuło moją uwagę to te same złote, niebezpieczne oczy co na obrazie w pokoju młodego. Przełknąłem ślinę i zacząłem wodzić wzrokiem po krótkim tekście wyżej.
- "Jeśli jednak z ciemności wyłoni się ciemność, a złota nie będzie, mroczna przyszłość wkrótce cie spotka. Ostrza przy łapach i pysku nie oszczędzą ciała dziewicy (...) " - Zaśmiałem się by rozluźnić jakieś dziwne napięcie w sobie. Trochę chyba mnie to nawet zaciekawiło, ale nic poza tym. - To nie masz się co martwić, nie jesteś dziewicą, a o prawiczkach nie ma tu mowy. -
- Przestań! To nie jest śmieszne! - pisnął rozpaczliwym głosem, znów zerkając na czarny rysunek z złotymi tęczówkami.
- Minnie, weź się uspokój. - Chwyciłem go stabilnie za ramiona. - To jakieś bzdurne bajeczki, którymi neandertalczycy straszyli swoje brzydkie dzieci. Wilki istnieją i są normalnymi żyjącymi istotami. Niech sobie łazi jak ma problem. - Machnąłem obojętnie ręką, a Tae wstał, zostawiając książkę na podłodze.
- Nie chcę być tu sam. - jęknął jak małe dziecko, kuśtykając do schodów.
- To zostanę u tu na noc. Udowodnię ci, że to pies, albo góra wilk. Nie żadne lwy czy... Czy coś tam. - Podniosłem książkę i wstałem patrząc na te oczy.
- Jak myślisz... - zagadnął rudy, będąc w połowie schodów. - ... Co to jest? - Zapytał mając pewnie na myśli to niezidentyfikowane coś na rysunku.
- Ty już lepiej idź i tamto sprzątaj. - Wskazałem skinieniem głowy na zalegające śmieci.
- Już, już... mamo. -burknął pod nosem i wszedł na górę.
Spojrzałem znów na rysunek w książce i dokończyłem czytać w myślach: " (...) Nie pomyl jednak się, bo zło nie zawsze ciemnością błyszczy. Z rodu Black'a dziedzic zjawić się może." Przewróciłem stronę i upuściłem książkę, prze dreszcz przechodzący przez moje ciało. Strona się jednak nie zmieniła.
Tak "mocnego" wyrażenia osobowości jeszcze nie widziałem. Na całej długości i szerokości widniał portret mężczyzny o złoto brązowych, przenikliwych tęczówkach i kruczo-czarnych włosach. Lekko zapadnięte policzki, wyraźne rysy twarzy i szczęki, pełne usta, lekko rozchylone, ukazując długi kieł, pod który podłożył subtelnie koniuszek języka, nadając tym zmysłowości swojej osobie. Nie musiałem go znać, by z samego tego zdjęcia wywnioskować jaki on jest. Przykucnąłem, by bliżej się przyjrzeć. Mogłem śmiało stwierdzić, że mężczyzna był pewien siebie, stanowczy, uwodzicielski, męski i... Tajemniczy.
Przesunąłem nieświadomie opuszkami palców po jego szyi, uchylając przy tym minimalnie swoje wargi. Opamiętałem się szybko i energicznie zamknąłem książkę, po czym podniosłem i odłożyłem na stół w salonie.
- Key! - usłyszałem nawoływanie Taemina. - mógłbyś mi pomóc? -
Chwilę stałem jeszcze tak nieruchomo, patrząc na książkę i przełknąłem ciężko ślinę. Coś mnie zaintrygowało.
... Gdyby ktoś taki na prawdę istniał...



Spotkanie po latach~

   Witam was na moim.... hm...Trzecim blogu z fanfickami. Pierwszy pisałam jako Minam, pewnie mało kto pamięta. Drugi pisałam jako Rose, co pewnie już jest odrobinę rozpoznawalne ^^" Oba blogi usunęłam, za każdym razem pod wpływem depresji. Raz chciałam zniknąć z internetu, kasując wszystkie moje konta na wszystkich portalach łącznie z blogiem, a wszystko z powodu przeprowadzki do Niemiec... No ale nie potrafiłam żyć bez pisania, kiedy nudziło mi się tam, a wena rozpierała mnie od środka, gdy spacerowałam po nowych, ciekawych miejscach, więc postanowiłam założyć anonimowo bloga jako Rose. Teraz już wszyscy wiedzą, że to byłam ja, więc sex i koniec tej gadaniny.

Pf... Czeka mnie dużo pracy i mam nadzieję, że w końcu podołam temu i nie będę zaniedbywać bloga. ;)
Mam sporo całkiem ciekawych, tak mi się wydaje, pomysłów. Potrzebuję tylko czasu, weny i chęci by wszystko dla was spisać, a początek wakacji to chyba wspaniały czas. Na pierwszy ogień pójdzie twór "Human Animal", który pierwotnie był z założenia hetero, ale już jest przerobiony na yaoi, bo nie chciało mi się go pisać jak było "wkładanie siusiaka do pipki" omg, nie potrafię pisać sceny seksu między kobietą a mężczyzną, zdycham i przechodzę męki, a oczy mi się palą i palce łamią, do tego dostaje stygmatów '-'
Części tego powinny pojawiać się regularnie, bo mam to już do przodu sporo napisane, muszę tylko nieco poprzerabiać.
Oprócz tego na stronie będzie ankieta, bo mam ff, których nie dokończyłam na blogu Rose i zastanawiam się które byście chcieli czytać dalej jako pierwsze, bo obu nie chce mi się pisać. Jak skończę jedno, to dopiero skończę drugie. Tak więc do was należy wybór, które pójdzie na pierwszy ogień. No a jeśli ktoś nie pamięta o czym one wgl były, lub ich nie czytał wcale to niech strzela xD 2Min czy JongKey/MinKey?
To tyle ode mnie, nawet nie wiecie jak zacieszałam zakładając tego bloga ^^ nie mogę się doczekać dalszych losów tej stronki. Dopiero ją ogarniam i nawet nieźle mi idzie ;]

Kocham was! Do zobaczenia przy pierwszej notce "Human Animal" ~

~Minam